Grzegorz Werstler: Na Bałkany przez Hungary
Grzegorz Werstler: Pod trzcinami nadbalatońskich dacz
Grzegorz Werstler: Aleja snajperów
Grzegorz Werstler: Wielkie dziury w wielkich wrotach
Grzegorz Werstler: Rechotny ropuch
Grzegorz Werstler: Co zatopione, to zostawione
Grzegorz Werstler: Ty pójdziesz górą, a ja mosteczkiem
Grzegorz Werstler: Achtung, minen!
Grzegorz Werstler: Wije się rzeczka jak turkusowa wstążeczka
Grzegorz Werstler: Na bośniackiej prowincji pije się chorwackie piwo u podnóża tureckiej fortecy
Grzegorz Werstler: Coś się szykuje...
Grzegorz Werstler: Nagle śmignął nam nad uchem śmigłowiec
Grzegorz Werstler: Bośnia paradise
Grzegorz Werstler: Tam go zaparkowali!
Grzegorz Werstler: Kulen Vakuf
Grzegorz Werstler: Wolność i braterstwo z przyrodą
Grzegorz Werstler: Twierdza zdobyta, ruszamy dalej
Grzegorz Werstler: To warzywniak, nie apteka, zresztą wyraźnie widać, że melon waży półtora kilo
Grzegorz Werstler: The old lady in black on red
Grzegorz Werstler: Powrót do normalności
Grzegorz Werstler: Bunkry porosła trawa
Grzegorz Werstler: Nie leź tu, ty ofiaro...
Grzegorz Werstler: Czasem góry, czasem doliny
Grzegorz Werstler: Głuszce, cietrzewie...!
Grzegorz Werstler: Stop, pojazd uprzywilejowany
Grzegorz Werstler: Jaki ojciec, taki syn, a nawet córka
Grzegorz Werstler: Pukam do drzwi kamienia...